Strona:Poezye Józefa Massalskiego t.1.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Brwi ćmiące bystrość oka, czoło zryte wiekiem,
Służą za ważny dowód, że jest wiłkołekiem;
On żadnéj sztuki nie da porwać wrogóm stada;
Urodzaje, dészcz, susze trafnie przepowiada;
Na palcach ci przeliczy wszystkie w roku święta;
Buhaje rozjuszone jedném słowem spęta;
A nawet, strach namienić, on węże zjadliwe
Z lochów czarnych wywleka, w ręku nosi żywe,
Bez szwanku, bez bojaźni w zanadrze je kładzie!
On to w nudne wieczory, ciekawéj gromadzie,
Gdy zimą skupi chatka ogrzana skotarzy,
O zaklętych królewnach długie bajki gwarzy;
A gdy wiosna swe łono roskoszne odsłoni,
On piérwszy wskaże chłopcóm gdzie ptak jaja chroni;