Strona:Poezye Józefa Bohdana Zaleskiego.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Staje. — I skądże? jaki to spiew?
Ptaszęta spią już w gęstwinie drzew;
Toż Czarnomorca w noc, na pogoni,
Nuta dnieprowskich dum aż tu dzwoni?

O! nie dnieprowskich nuta to dum,
To jakiś śrebrny, przeciągły szum,
Luba harmonia tonów tysiąca,
Mile niebieskim arfom wtórząca.

Słodki, czarowny, powietrzny brzęk,
Jak owych pieśni hurysek dzwięk;
Co przy dziewicy, w letni poranek,
Śniący na kwiatach roi kochanek.

Słucha Majuma nie ziemskich słów,
Słucha, pobieży — i słucha znów,
I znów pierzchliwa, lekka jak łania,
Płocha ulotny rozdzwięk ugania.

Bieży — i miléj, miléj co krok
Czaruje serce, i słuch, i wźrok....
Spiéwa jezioro — kwitnie dolina,
I wszędy ustroń cicha, jedyna.

I czarodziejka, skinieniem rąk,
Kwiatek po kwiatku przynęca w pąk,
Strojne w stobarwe brylanty rosy...
I wieńcem więzi rozwiane włosy.