Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

maszyniście na dół: «ognia!» — — A oto nagle cały okręt zdawał się porywać jako balon, który właśnie że uwiązania swe opuścił i wszystko co było na okręcie jakoby się zaniosło na pęd wielki, gdy wraz góry lodowe z dwóch stron statku na koła dwa się wtarły, aż odpryski wielkości przeraźliwej po nad głowami tłumu lecąc, uderzyły w komin okrętu z dziwnym łoskotem. — Chciałem gdzieś iść — gdzie? nie wiem. — Chciałem szukać kogoś — nie wiem kogo? — wydawało mi się że odebrałem w czoło uderzenie wielkim lodu odłamem, lecz rozeznać nie mogłem czy mi się w oczach zaświeciło, czyli zajaśniały blaski ranne? — Zgadywałem że uwięziony za dwa swoje koła parostatek, targał się tam i owdzie na podobieństwo uwikłanego w pęta słonia, a cokolwiek poruszyć się chcąc naprzód, lubo gdzie?! nie wiem: uczułem się nagle porwanym jak ciężar martwy — i uczułem się zatoczonym po pokładzie i rzuconym głową na przedmiot miękki, który dawał mi się poznać że był ramieniem. —

VI.

A kiedy już nie wiem które od onej pamiętnej nocy słońce weszło?! rozpoznawać zacząłem iż oparty jestem o ramię siostry szarej, jakoby podobnej do jednej z owych, które na rozbijającym się, statku byłem widział. Ale umysł mój był osłabły i zdawało się że niewiele już prawa do rzeczywistości posiadającym będąc duchem, począłem spojrzenia moje ograniczać na widnokręgu nie zbyt od dłoni mojej szerszym. — Więc patrzyłem na fałdy grube szaty wełnianej, którą zakonnica była osłonięta i podniosłem palec, ażeby z sukni jej odtrącić plamę zastygłego wosku, którą okapana będąc, wydawało się, jakby jej różaniec bursztynowy po fałdach spływał. —
Ale ona rzekła mi głosem dziwnym, bo podobnym do wszystkich głosów, wszystkich przyjaciół moich: «Wosk ten zostaw, albowiem jest z gromnicy, którą na pogrzebie twoim trzymałam w ręku.»