Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
II.

I nie wygłaszając słowem mówionem, ale tylko nutą samą dośpiewując te rymy, wbiegłem pomiędzy ramiona dwóch żandarmów, którzy odpłynięcia statku strzegli, jako karjatydy dwie, czczość powietrza podpierające — — i oto pomiędzy onymi policjantami dwoma, jakoby przez odrzwia furty żywej, wszedłem na Cywilizacji pokład.
Pięknie było — świeciło słońce Boże, odbijając przybywające do nas przez otchłanie-otchłani promieności swoje, w świecących guzikach policjantów i w mosiężnych parostatku gwoździach — czystość albowiem i porządek nigdzie może więcej uwidomionemi nie bywają, jak na odpłynąć mającym statku parowym.
A że znałem tam, wśród podróżnych, niejakiego lekarza powielekroć drogę tę robić nawykłego, tedy umyśliłem sobie iż obeznać mię będzie mógł nieledwie ze wszystkiem i nieledwie że wszystkiemi. Był to zaś człowiek wieku podeszłego, który przez lat trzydzieści lekarskie rzemiosło praktykując, tak wielką zyskał sobie wziętość, iż nareszcie musiał zaniedbywać powierzających się mu chorych z powodu, iż zbywało mu czasu na indywidualności ich mieć względy — wycofał się przeto jak mąż zacny z tak niebezpiecznego pola prac swych i przestawał najwięcej z przyjacielem swoim adwokatem, który niemniej, tąż samą drogą, dla tego tylko że słynnym był i sumiennym, na prywatne usunął się był ustronie.
Tych mężów dwóch szukałem oczyma memi, na statek wchodząc, ale mięszało się jeszcze krzątanie się podróżnych, którzy właśnie że weszli i krzątanie się służby okrętowej, którą portowy rządził pilot — spostrzegłem więc tylko kilku dzikich ambassadorów niejakiego książątka z wysp odległych, którzy z tłomaczem swym i służbą obchodzili do koła wnętrze okrętu, macając rękoma poręcze wschodów machoniowe i ozdoby mosiężne bardzo świecące — a na twarzach tych dzikich była radość, że wszystko do koła, jest tak równo, pięknie i gładko.