Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdzie brak? i zaraz z posągiem tam idą
Lub, że przyjść mają zapisują kredą.» —
«Fidias — czy robił tak?» ozwał się z cieniu
Głos, jakbyś dłutem śliznął po kamieniu
Greckim, kryształy w swej mającym mące,
Podobne soli, stal odbijające.
Co rzekłszy wyjrzał: był to człowiek blady,
Ale bez-barwą czerstwą i przytomną:
«Nie mam w Fidiasa dziś wstępować ślady»
Najstarszy odrzekł z wykwintną skromnością.
Choćby dla tego «młodszy wraz dopowie»
«Że Fidias bóg był, gdy my, nie bogowie!» —
Sens tego słowa g, to jego nuta
Pokąd o bogach mowa — lecz, co pewna
To to, że Fidias-bóg używał dłuta
Tudzież marmuru, złota, kości, drewna —
Dalej — że pono za cel nie brał owej
Natury — albo z drugiej ją połowy,
Zachodził, która, że jest idealna,
Więc nieskończona i niewyczerpalna —
I ztąd, mógł robić wieki — do dziś może!»
«Komu?» «Tym, którzy byliby innemi!» —
Tu dał się słyszeć szmer i gwar na dworze,
Lektykę bowiem stawiano na ziemi
Ciężką, z wonnego budowaną drzewa,
Pstrą miedzianemi gwiazdy i gwoździami,
A jako ptasze z gniazda, nim zaśpiewa
Wychyli głowę; z takiemi ruchami
Elektry-diwy wyrastały lica;
Zaczem Pomponius rękę poniósł prawą
Ku niej — pierścieniem Rzymskiego szlachcica
Świetną — i Florus ze swą, niby z ławą
Szeroką skoczył: lecz Elektra zgadła
Obu i niźli spostrzegli wysiadła.
«Sto biustów warta!»[1] — Lucius rzekł, a owi
Którzy lektykę nieśli; zawołali

  1. W miarę zasługi nagradzano liczbą posągów przez senat wotowaną.