Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

«Zaiste, co raz mniej umieją gościć»
Syn Aleksandra prawi biorąc jadło,
«Aż to, co zowią Chrześcianie: pościć,
Znacznie się w biedny lud w Imperium wkradło»
«Znasz więc mysteria onych?» — «Podróż moja
Że filozofię wszelką ma na celu
Czyni, żem dotknął nie jednego zwoja
Pism, i moralnych precept mistrzów wielu —
«I — ?» rzekła Zofia z pół-uśmiechem, który
Coś nie-żeńskiego miał. — «I ztąd powziąłem
Wiedzę o różnej praktykach natury.
O onych» mówił dalej «co popiołem
Chleb posypując, zstępują aż na dno
Całości człeka-zbiorowego w czasie,
I tam tykają prawd — tykając władną.
O onych» mówił jeszcze «którzy za się
Przenoszą mądrość czerpać z rządzy sławy,
I są współczesnych zwierciadłem promieni.
O onych, którzy z natchnienia jak z lawy
Wulkanu, cacka robią dla zabawy,
Albo są skrzydły orlemi noszeni — —
O onych jeszcze, którzy ważą pyły
Na szalach myśli i są jak mogiły
Etruskie, dzbanów pełni rysowanych,
Brązowych złamków, tudzież łzawic[1] szklanych,
Wyschłych, zielonych po kroplach co zgniły —»
«I — » Zofia jeszcze dodała z uśmiechem —
«I — oto twoje Pani, piję zdrowie
A pijąc będę przypuszczeń jej echem,
Że jak z ucztami, tak z mądrością, kto wie?
Czy ta się w oczach naszych nie pogrzebie;
Lub każdy mądrym będzie sam dla siebie.»
«Tego mniej dzisiaj niż kiedy-bym chciała.»
Odrzekła Zofia tonem bez znaczenia:
«Pani — to wszystko same przypuszczenia,
Które jak płonne są, to pewna mała

  1. Lacrymatoria, naczynia do łez szklanne, w grobach znajdowane.