Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lecz wyrzezane z zęba słoniowego,
Złotemi ćwieki misternie upstrzone,
Z napisem L. P. P. wreszcie do tego,
Jak włócznia, laska, tyrs, lub stil, noszone.

Nigdy sam, zawsze chadzał on ze swymi,
Którzy mniej więcej byli mu podobni,
Ten z szat, a owy gesty udanemi:
Ci swoi wszakże mniej byli ozdobni
I mniej bogaci, i rodem nietyle
Świetni, i wziętość mieli mniej motylę
Pomiędzy Cyntie, Lidie i Kamille —

Pierwszy z nich Florus, longinem nazwany,
Za Pomponiusem jak cień uwiązany
Chadzał — a głowa jego nad ramieniem
Przywódcy, była, jakby dopełnieniem,
Którego oko nawykłe szukało,
Bacząc czy całe jest dwugłowe ciało. —

Lucius Pomponius zamierzył oddawna
Ugościć Zofię w villa-pomponiana;
Lecz nie z powodu że ta była sławna —
Raczej, że sławną będąc, była znana.
Nie iżby liczył w sposób małogodny,
Iż ztąd dwa razy tyle będzie modny,
Do tyla cale nie będąc fałszywym,
By się wyręczał środkiem niewłaściwym —
Lecz że to wszystko mimo woli jego
W powietrzu miejskiem znajdowało spadki
Takie — iż najmniej nie dodając ego
Czyniłeś, raz się w te wpisawszy kratki;
I byłeś takim nie przez swą osobę,
Lecz że nijakim byłeś w taką dobę,
I gdybyś widział że to drugi czyni
Tylko byś winił go że się nie wini.

Już wiele razy na przechadzce tłumnej
Przez via appia, gdzie w chłody wieczorne