Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Postać jakoby męża w wieku sile,
Wzruszającego raz po raz ramiona,
Tam i napowrót kroczącego gniewnie,
Jak gdy kto swego fuka niewolnika
Lub klnie, tylko że sługą był tu pewnie —
Kamienny bożek bez sił i języka.
Tego więc plwając, pokoić się wracał
On mąż i siadał chwilę na uboczy,
I znów przypadał doń, pięściami macał,
I milkł — i siadał znów — zakrywał oczy —
Scena ta, zwłaszcza przy świetle niepewnem,
Zatrzymywała wzrok na chwilę długą,
Uczuciem widza nie przejmując rzewnem.
Czasu gdy nieraz krwi gorącej strugą
Cucono rzesze na cyrku znudzone,
A rzadki wierzył — i trza było może
Wierzyć, by kopać wizerunki boże! —

Syn Aleksandra patrzył w stronę ową
Długo, nie wiedząc równie co to znaczy,
Jak co ma począć? — aż sam sobie mową
Przerwie «co to jest!» — i głośno zahaczy
O tuż leżące suche drzewa łomy,
Jakby ostrzegał: jest ktoś niewidomy.
Czego gdy echo zabrzmiało do koła,
Znikał on smagacz nie rzekłszy: kto woła?
A Aleksandra syn, z śmiechem czy bolem,
Szepnął «jestżem mu Gwidem czy Apollem! —[1]
Z śmiechem czy bolem? — ciekawość albowiem
W sumienia względzie bolesną jest rzeczą,
Której najczerstwszem nie poradzisz zdrowiem
Ciała — ni środkiem którym ciało leczą,
I fraszka nieraz mała — gdy zapyta
Sfinksowym głosem — na długo myśl chwyta:
— «Któż jest on gniewny smagacz Apollona?
I czemu w nocy — w ogrojcu Jazona —

  1. «Jestżem mu Gwidem?» Odniesienie mysli do zajścia na karcie 196 skreślonego gdzie wyraz quidam ład pomięszał cały.