Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wstrzymany, ale nie ówdzie gdzie bieżał —
Ztąd niemy lament między temi bruki
Czułeś i różnych wytężeń splątanie:
Co Aleksandra syn baczył, jak wnuki,
Gdy legend poczną skwapliwe czytanie,
Słysząc chód znany, szelesty i stuki
I nieuważne mieczów potrącanie
Takie, że rzekłbyś dziady szli ku tobie
W miarę twojego zaczytania w treści;
Lecz wstrzymywali się, chowając w grobie,
Ilekroć brałeś rzecz ich za powieści,
Lub zmianą ruchu wypocząłeś sobie.
Szedł więc ostrożnie, jak wśród rzeczy żywych,
Przez on podwórzec ku parowu jamie,
Plamami cieniów pstrej od sosen krzywych,
Wiodącej ścieżką swą ku znanej bramie;
Tu — ówdzie — bacząc leżącego w ciszy
Męża, co w śnie się przewraca lub dyszy,
Albo półsennej modlitwy domawia;
Płaszcz strząsa, kamień pod skronią poprawia.
Ci wszakże goście senni — byli jemu
Bynajmniej dziwem; każdy ich widywał
I mijał — myśleń aby nie przerywał
Lub snu, lub mowa ich że cale inna
Od Rzymskiej albo, że postawa gminna!

Syn Aleksandra owszem myślił raczej:
«Oto tu Zofię spotkałem — tą drogą
Szła — cóż pomyśli skoro mię zobaczy? —
Co mi odpowie i z jak wielką trwogą —
O pamiętniku gdy wspomnę zgubionym?»
Dalej — «jak wspomnę?» — myślał jeszcze dalej
Chwilę «co było? w pamiętniku onym
Że radby przejrzeć go, że potem spali —
Acz wiele mógłby dopełnić miejscami.»
I tu mu Gwido stanął przed oczami
I Mag. — Postacie te mało podobne,
Pamięci próbą nieco oddalone,