Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

«Chrześcianin Gwido mówił — to i tyle» —
Tu zmilkł i blade lica zarumienił. —

«Cóż oni mówią?» — Jazon rzekł powoli,
Bez pytajnego akcentu, ni soli:
«Cóż?» — odrzekł Barchob, jak echo gasnące —
I była chwila ciszy, która boli
Jak głośne kłamstwo, lub prawdy ginące
W czasie, gdy wszystko mają, oprócz woli —

«Mówił — gość rzecze po niejakiej chwili —
Że Bogi więcej od Cesarza czczone,
Jako: Apollin i Bach, ludźmi byli —
Że są prawdziwe rzeczy i zmyślone —»

Kiedy to zdawał gość głosem nierównym,
Mistrz Jazon, głowę uchyliwszy w stronę,
Słuchał, lecz widno sens mu nie był głównym
Przedmiotem treści, tak wypowiedzianej —
Lecz słuchał, jakby kto? mówi sens znany.

I znów fontanny tylko łzy perlone
Brzękły — czy Barchob cofnął się do ściany.

— «Że są prawdziwe rzeczy i zmyślone
Jest fałsz — i prawda.» Jazon zimno doda —
Patrząc, jak kropli się w fontannę woda:
«Zkąd rodem jesteś?»

— «Z górnego Epiru.»
«Szkoły?» —

«Różnego zażywałem steru
I oto pismo mam Arthemidora.» —

Wziął je, i patrząc do okoła sali,
Wyciągnął rękę ku bazie Castora
Z Polluksem — rzucił — i pojrzał ażali