Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Więc rzymski szlachcic jeszcze rad był Greka
W bibliotece chować, g'woli rzeczy
Piśmiennej, która wolnej chwili czeka,
Albo z ckliwości w dni deszczowe leczy.
I słuchał bajek spisanych w Homerze,
Tak — jak komedyi przeciw-sokratejskiej,
Dowcipnej, że aż śmiech nieledwo bierze:
Lub stawiąc łaźnię, czy ratusz gdzie miejski,
Grekowi radził zmieniać Kapitele
Kolumn — ten środki że znał — a ów cele. —

Grek przeto młodzi prawił o Sokracie,
Myśląc o Rzymskich podatków zapłacie,
Lub tryumfalny stawiąc łuk — — Kolumny
Przepraszał w sercu i dłuta czuł zgrzyty,
Gdy duch mu Grecyi szeptał: «nie bądź dumny
Lecz cierp — ulecisz za mną na błękity.
Tyś mistrzem ziemi tej — a Tybru glinę
Na posąg w ręce wziąłeś — nie zaginę!» —
Inny — syrenę tę, z pół-rybiem ciałem,
Bez wrzących pulsów, odepchnął daleko,
Idąc — za coraz nowym ideałem
Coraz nowego mistrza: co ci rzeką?
Posłyszeć — chwilę rozgorzeć — «skonałem —
Wstałem» zanucić radośnie, lub w dobie
Trudnej z Zenonem[1] pomyśleć o grobie —

Nie był to wszakże czas Rzymskiej potęgi;
Bo już Rzymianin znał się że realny,
I zapisował porządnie do księgi
Edykt ten albo ów perpetualny,
Ciesząc się więcej edyktów porządkiem,
Niż rządem — najmniej ciesząc się ich wątkiem.

Niewolnik chyba lżej posuwał kroku,
Czując, że ręką ktoś go wiedzie w mroku;

  1. Z Zennonem o samobójstwie.