Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zaiste — przyszłam jakby czując po co.»
Odrzekła Zofia —

«Inną może dobą» —
Mistrz Jazon mówił «o księżyca nowiu
Dano mi będzie znać o pełnem zdrowiu —
Dasz mi znać.» —

«Jako? — przyjdęż? — czy Barchoba
Czy ciebie Mistrzu w progach mych zobaczę?» —

«Rzecz jest, rzecz będzie, nie ma być osoba?»
A potem dodał zimno «i ja raczę
O kiju przywlec się gdy przyjdzie pora.»
Tu zaś obrócił się do Arthemidora
Dla dwojga razem grzeczność dając jedną
I wspomniał: «Wiele niech nie czyta chora —
Szkoda, że stare rękopisma rzedną.
Dobrze jest miewać wzgląd na autora,
Kiedy się czyta — cóż za rzecz przedziwna
Czytanie! — jako gałązka oliwna
Lub migdałowy kwiat.» — Koryntczyk rzecze:
«W tym względzie panią ile mogę leczę.» —
A Jazon dalej — «Kiedyś, wchodzi do mnie
Osoba, oczów prawie pozbawiona;
Ból swój i żałość wyrażając skromnie,
Za nią tuż — lektor, głos mający równy,
Czysty jak woda dobrze przecedzona,
Nie wiem czy taki, czy inny jak ona. —
Ten choć niósł pisma w torbie, nie był główny,
«Bo dalej jeszcze szedł autor tych rzeczy.
Dnia tego, tyle mając do przyjęcia
Osób, nie mogłem dosyć mieć na pieczy
Ile dać kropel — jakie owinięcia? —
Nie wiem, co z tego będzie? — czasem doba
Przeszkodzi, czasem przeszkodzi osoba
Czasem — » Koryncki mistrz poprawił togi
A Zofia w czoło patrzyła Magowi