Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wdziękiem, co blado promienił jej z czoła
Jako Dyannie grzebień pół-miesiąca,
Czy mówię Maga obchodzi? lub zgoła? —
Nie wiem. — Wszelako Mistrz Jazon miał drobne
Słabostki, zdala patrząc, niepodobne
Do solenności, w którą się obłóczył.
Baczył naprzykład, żeby wzgląd na stopnie
Ceremoniału chować i jak? — uczył,
Domawiać lubiąc słowo to «roztropni
Świat oficjalny nie był mu przeciwnym;
Owszem powoli ocierając czoło,
Zwykł był nazywać go «cale naiwnym.» —
Gdy mówił «Cesarz», nie patrzył w około
Jak augurowie i filozofowie;
Lecz palcem krymki dotykał na głowie,
I mówił głosem — co wielu baczyło —
Takim, jak Cesarz mawiał, z takąż siłą:
Acz w tem najmniejszej przysady nie było.
Filolog wielki! Greckiego zażywał
Z Rzymiany, nie dość wyznając się wprawnym
W latyńską mowę; gdy ucznia przyzywał
Z Fenicka mawiał doń, lub innym dawnym
Językiem, pełnym szeptań i przydechów.
Chrześcian — znał mało, lub gdy mawiał z niemi,
To o lekarskiej sztuce, płodach ziemi;
Też jak z niewiasty — nie stronił i śmiechów! —
Dziwny mąż! — Cesarz, że był wiedzy chciwy,
Znał go, lub wiedział kto jest ów sędziwy,
Ze swoją laską włóczący się długą
I Charonowym nazywał go sługą. —
Mistrze stopniami byli z nim w stosunku,
I mnóstwo osób znało — tak — z trafunku.
Wędrowni męże z za wielkiego-morza,
Biedni mówili — że jest: ręka Boża,
I nieraz ciche widziałeś osoby
Przed perystylem Magowego domu,
Na grobów złamkach siedzące jak groby;
Obce w stolicy, nieznane nikomu,