Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie uwolnicie nas — znam, bez obawy;
Więc posilone, jak jest, weźcie ciało;
Bo nie zniżyłem prawd przez ich oprawy,
Ni przez zuchwalstwo na szwank naraziłem;
Ni wywołałem nawet urągania,
Ni znikłem, marnym uznawszy się pyłem!
A to są sprawy nie do wybaczania
— — — — — — — — — — — — — —

«Dosyć!» zawołał z krzesła wstając Pretor
I dwakroć spluwszy rzekł: «ja tam nie retor.»


X.

Gdy w jedną stronę błysnął rząd pancerzy,
A w drugą, sądom wyższym odroczonych
Poprowadzono trzech, by zamknąć w wieży;
Tłum się ze schodów stoczył wywyższonych,
Od góry zwolna próżniejących z ludu,
Co zszedł się czekać krwi, buntu, lub cudu.
Które z tych zjawisk wysłannik Jazona
Przyszedł tu znaleźć, rzecz nieodgadniona.
Barchob, z Judei rodem, nie Chrześcianin,
Ani polityk, a tem mniej poganin —
Wymowy także oratorskiej zwrotów
Unikający, jak wstrętnych kłopotów;
Milczący szczelnie, lub dwoistej treści
Słówkiem, słuchane cechujący wieści.
Patrzący chwilę na postać człowieka,
Gdy odpowiedzi ten od niego czeka.
Niekiedy oczy, do koła czerwone,
Uchylający w tę lub ową stronę;
Profilem piękny, postawą wątpliwy,
Zaklęty zda się w mistrza swego ruchy,
Na cień z za Styksu może zbyt lękliwy,
Na męża nazbyt przejrzysty — jak duchy. —