Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

«Idź-że» mówiła, podnosząc się zwolna,
A potem w dłonie klasnęła swywolna
I Egipcjance pocichu wchodzącej,
Wskazała znakiem co ma ponieść za nią —
Gdy Mędrzec czekał, acz wreszcie niechcący
Dała mu rękę i wyszedł z swą panią.
Poszli — za niemi wonie olejkowe
I szat szelesty i cienie się wlekły,
Jak gdy wiatr wionie w pustki ogrodowe,
Gdzie skwary pierwej paliły i siekły —
Lecz miecąc liście, nie odziewa w nowe.


IX.

Gdy Pretor z konia zsiadł, już przedtem nieco
Po obu stronach perystylu, stały
Gwardje w lamparcich skórach i co świecą
Łuskami; od tych w prost na polot strzały
Szerokie widzisz schody gdzie trybuna
I złoty posąg Cezarski, świecący,
Jak w mroku rannym pożarowa łuna.

Tam — poczet pieszy po stopniach rosnący
Wkraczał, trzech wiodąc oskarżonych ludzi
O zbrodnię, która lud do buntu budzi.

Po krzykach, w prawo, w lewo — i po owem
To tu, to owdzie ciąganiu się tłumu,
Które zdaje się ciałem tym zbiorowem
Miotać, jak wielką rzeczą bez rozumu:
Stało się wreszcie, iż massa ta cała,
Od wierzchu schodów do schodów podnóża,
Usadowiła się i wyglądała
Jak zawieszona płachta jaka duża,
Z rozlicznej barwy okrawek zszywana,
Do wietrzonego podobna dywana.