Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Że obcy nawet słyszał już to imię
I że nie pierwszy ja chlubnie je głoszę —
I że dość wyrzec: on!» —

— Gdy szli ulicą,
Grammatykowi przerwał poczet konny,
Nadbiegający z taką błyskawicą
Hełmów i mieczów, i dzid które świecą,
I orłów, zastęp znaczących koronny;
Iż skoro kużu dwie spadały fale,
Na dwa przechodniów rozstępy zdziwione,
Syn Aleksandra znalazł się przy Skale.[1]
Grammatyk nie mógł przejść w tęż samą stronę
I niecierpliwe dawał tylko znaki,
Co chce — jak młode po za gniazdem ptaki.

Środkiem zaś onych przechodnich rozstępów
Biegł najprzód hufiec ów w jasnych zbroicach;
Lamparcie skóry tym jak skrzydła sępów
Zdały się pierzem wyrastać przy licach,
Dotykać ledwo bark i pływać w wietrze.
Pierwszy ten szereg orły trzymał cztery
I — s, p, q, r, — złocone litery
Na ciężkich włóczniach. — Drugi, zbroje letsze,
Sposobem partów do ciała przywarte,
Welgnione w konia zagiętem kolanem —
I piersi na przód swobodnie otwarte
Z łuskowem kryciem jasnem, jakby szklanem.

Nad tym zastępem w trzy strome ogniwa
Trzy wieńce łączą się, i w kształt tablicy
Wyobrażenie jaśnieje wilczycy.
Dalej i Dacki smok z ogonem pływa
I kręte trąby miedziane trębaczy
I krzyk — odeprzeć! — kto zboczyć nie raczy. —

  1. Skałą, nazywano cały obwód kapitolijski.