Sokole skrzydła poezyi wiosennej
I hardo począć wielką życia Odę,
Przy grzmocie letnim, przy lirze promiennej? —
Czy gdzie z nie krewnych najbliższe ci łono
Jaśminne pąki otrząśnie na ciebie,
I będzie tobie współ niedoścignioną
Bliźnięcą gwiazdą na pogodnem niebie? —
Czy gdzie gościńce zawezwą cię mleczne
Na bohaterów stepy historyczne;
A sława w zbrojnych zawierusze prawic,
Poda ci szpadę z laurem, wśród błyskawic?! —
— Czy będziesz jako mędrzec, wódz, generał,
Bogacz, lub szczęsny patrycjusz umierał? —
— — — — — — — — — — — — —
O nie! — nie o te spytam cię litery
Słów — ciebie, ziarno Chrześciańskiej Ery!
Ani zapomnę z dziewiętnastym wiekiem,
Że jesteś w większem postawiony prawie.
Że cię Egipskie przyniosły zórawie —[1]
Że Boga jesteś sąsiadem — człowiekiem.
II.
Więc bądź ty sobie dla tej wielkiej sprawy,
W zastępy której wszedłeś na planetę,
Choć po lewicy a wszelako prawy —
I szczęścia inne miej, chociażby nie te,
Co tyle dają radości i sławy.
I pogardź więcej niż swem powodzeniem,
Bo pogardź miłych ci o szczęściu marą,
Przyjaciół twoich o celu marzeniem,
I officjalną twej epoki wiarą[2]
— Wyżej, bo niżej, stanąwszy tej rzeszy,
«Wśród nieprzyjaciół swych panuj wielmożnie»[3]