Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Złotowłosą, lub łzę jej włożę w list — a ona
Odbierze łzę, gdy będzie bardzo roztargniona —
—  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —

VI.

Na Kretę gdy przybyli — gdzie ziemia jest wzdętą
I płyt marmuru sterczy — kopać rozpoczęto,
Ufni ze żaden garnek zbity, ani jaka
Fibula rdzą zielona, ni złamek kołpaka,
Ni stilus krzywy wymknąć się im nie potrafi,
Lecz wszystko się popisze, i uparagrafi. —
Kopią więc dzień: deszcz upadł, z czego Graf korzysta,
I siedli przy dwóch stołach, i — zagrali w wista.
Zaś historyograf kończył naprzód sprawozdanie.
Styl gładząc. — Weszło słońce. — Dalej znów kopanie:
A było zbrojnych w rydle dwunastu Maniotów,
Którzy są ludem silnym, mówiącym niepłynnie,
W śmiechu jeno, podobnym do dalekich grzmotów;
Lecz chłop Ateński przy nich wygląda dziecinnie,
Tak, że raz wraz gdy patrzysz na one postacie,
To ci się zda że Herkul, zeszedłszy z wysoka,
Przebrał się, i zamieszkał w pochylonej chacie,
I milczy, aby ustrzedz się ludzkiego oka —
Do dni, o których pierwej cisza jest głęboka.
— Manioty kopią. — Nasi podróżni z daleka
Siedli, symbola w ręku mając naukowe,
Gdy piasek, popiół, gruzy, płynęły jak rzeka
Czasu. — Urn kilka, medal, ogniwa brązowe,
Tu, tam, prysnęły w tydzień po otwarciu ziemi,
A w dwa tygodnie izba z drzwiami ogromneni,
I gmach podziemny wyjrzał stawiony na skale,
Groty mającej w sobie, krużganki, i sale. —
I nieznanego wielkie powietrza wyziewy
Buchnęły, i dni cztery szły jako kolumny
Białe dymu, nie mając powonienia trumny,
Lecz jako wiatr cichemi trzęsąc biało-drzewy,