Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kręci się, biega i stami barw pionie;
Niby pawilon w Noego korabiu,
Gdy wstęgą tęczy grał na wiatrów łonie.

Nie, ty nie pojmiesz, Hadi, jakie życie,
Urok lał we mnie ten anioł w kobiécie.
Na samą wzmiankę chwieję się na strony,
Niby roskoszném winem odurzony.
Tak mi mdło, lubo, jak jasno w pamięci,
Tak złudzonemu o szczęściu się marzy!

Allah ją dla mnie stworzył, nasze chęci,
Gust, myśli, wszystko aż do rysów twarzy,
Były podobne, bliskie; gdy zdaleka
Czasem wybiegły, znów w jedno ogniwo
Zbiegały skoro. Ah! lecz ręce człeka
Zerwały złote boskich rąk przędziwo!....
Ja jéj nie skarżę, nie, ona nie winna,
Ona go, jestem pewny, nie kochała.
Co może w domu rodziców dziewczyna,
Tyle jak ona młoda i nieśmiała?

Wmówią lub każą. Gdy opiekun sknéra,
Gdy się uprzykrzy złośliwa macocha,

    dont les voiles obscurs déroboient la lumière des astres, son dos a été continuellement inondé des eaux que les nuages versoient à grands flots; et tandis qu’elle s’agitoit dans l’épaisseur des ténèbres, la blancheur de son poil jettoit seule quelque éclat, comme la perle, enfant des mers, lorsque restée seule, elle vacille et roule sur la soie qui servoit précédemment de monture à un collier. ” — S tejże I moallaki naśladowałem początek mojej Kasydy piérwszéj.