Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Już na ustach jéj siada...
Zaśmiała się, dmuchnęła
Fu fu fu — patrz złośnicę!
Motylek spadł na świecę,
W blasku utonął,
I spłonął.
„Tak tak tak!”

∗                ∗

A, to nadto — dosyć tego!
Zawstydzona, zroszona,
Zlecisz ty nie proszona,
Poczekaj nie dobrego!
Znów się zbliża. Zręcznie, żwawo
Kielich winem napełniłem,
I prysnąłem za nią — brawo!
W same skrzydełka trafiłem.
A co mój ty piękny zbiegu,
Zrzekaj się górnego biegu,
Witaj, witaj w nasze strony!
Jak gołąbek podstrzelony
Coraz bliżéj,
Coraz niżéj,
Bo skrzydełka na roskazy
Nіе posłuszne, ciężkie rosą
Co z nich błyszczy jak topazy,
Do mnie do mnie ciebie niosą.
Jakież wdzięki, jakie blaski,
Ileż blasku, ile wdzięku!
Ha! już moja, już mam w ręku
Wstęgę od twojéj przepaski,
Wstęgę tkaną promionkami!
Już mi jéj piekła potęgi
Wie wyrwą, ni pazur smoczy,