Strona:Poezye (Odyniec).djvu/662

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A szlafroczek tymczasem jak cudzy
Leży w kącie. — Bez państwa, i słudzy
Wyszli z domu; — a w pośród téj ciszy,
Hajże pace, i szczury, i myszy,
Hulać po nim! — Nie uszedł ich oczek
Rzucony na ziemię szlafroczek,
Ciepły, gładki, mięciuchny — więc łatwy
Do zgryzienia na gniazdo dla dziatwy.
Nuż więc gryźć, wszystkie razem wespoły,
Ten rękawy, ten stanik, ten poły.
Nikt nie broni — zimowa noc wielka.
Ze szlafroczka została frendzelka.

A panience na balu tak błogo!
Mazurkuje. — Wtém tancerz jéj nogą
Jak przytupnie kraj sukni — niestety!
Oddarł pas, wszerz przez całe dwa brety.
Ot ci suknia z ogonem! ot skutki! —
„O! bodajto szlafroczek mój krótki!“
Pomyślała; — lecz z małą fatygą.
Złe się dało naprawić fastrygą.

Wnoszą lody; — chce wziąć, lecz się strzeże.
Zgadli myśl dwaj uprzejmi tancerze,
I na wyścig do jednéj posługi
Nuż wskok razem! Wtém jeden o drugi
Spodek jakoś w ich ręku jak stuknie,
Lody z obu wypadły na suknię. —
„Ach!“ — z przestrachem krzyknęły wkrąg damy.
Ale mniejsza o przestrach — lecz plamy!