Strona:Poezye (Odyniec).djvu/521

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dzięki za łaskę! piękna mi sława!
Gwałtem ci biret sadzić na skronie,
Gdy całe Wilno, cała Warszawa,
Zna cię najmilszym gościem w salonie!
Gościem, któremu starzy i młodzi,
Mądrzy i prości, panny i panie,
Z krzykiem radości, gdzie tylko wchodzi,
Serca podają na powitanie.
A w nim, jak z śnieżnym włosem twarz młoda,
Tak z dojrzałaścią zapał młodzieńczy,
Tak z uczonością myśli pogoda,
Łączą się wzajem, jak barwy w tęczy.
A gdzie ta tęcza błyśnie śród gości,
Wszystkich rozjaśnia blask jéj odbicia;
I jak twém piórem dzieje przeszłości,
Tak słowem żywych budzisz do życia! —

Lecz ktoby już myślał, cny Panie Michale!
Że tu jest twych zalet limita;
To ja mu wręcz mówię, że myli się wcale —
A w czém? — niechaj u mnie zapyta.
A ja mu odpowiem: że jeśli pisarza
Równego mu łacniej znajdziecie;
Jeżeli gość taki choć czasem się zdarza;
Toć pewnie takiego, jak on, gospodarza
Nie było, i nie ma na świecie!

Ale nie ten gospodarz,
Co jak ciwun lub włodarz,
Wciąż po błocie, po słocie,
Z kijem, w szaréj kapocie,