Strona:Poezye (Odyniec).djvu/455

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Prawda! każde broiło,
Aż ściągnęło gniew Boży
Ale jeśli źle było,
Toć dziś wszystko jest gorzéj.

„Sięgam pamięcią czasów
Bachusowego szału.
Co trwał u nas od Sasów,
Do końca Trybunału.

„Żal wspomnieć, co iskrzących
Serc, myśli, Bożych darów,
Nakształt gwiazd spadających
Zgasło w głębi puharów!

„Ale był duch, Mosanie!
Było życie i siły;
I w Bachusa rydwanie
Szły lwy — nim się popiły.

„Lecz i wtedy otucha
Z serc wżdy całkiem nie nikła,
Że lew, gdy się rozczucha,
Sam się z sieci wywikła.

„O! i żar tlał w popiele,
Jak pociecha w boleści!
Wiara żyła w Kościele,
Dom strzegł cnoty niewieściéj.

„I dość było, by społem
Ujść zaguby i sromu,