Strona:Poezye (Odyniec).djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

On cześć domu Bożego i świętość ołtarzy
Ukochał sercem całém, i ku ich ozdobie
Poświęcił trud i życie; a sam w swéj chudobie
Nie mając czém ich wspomódz: w żebrzącéj postaci,
W imię Chrystusa, prosi o jałmużnę braci.

Śród próżności i zbytku, śród ulicznych steków,
On wzór i przypomnienie Apostolskich wieków,
Jak wieść Ewangeliczna idzie między ludzi,
I próżne serca nasze ku czci Bożéj budzi.
I rzadki, kto go minie; — o! i biada temu,
Ktoby go mógł ominąć, nie złożywszy jemu,
Czy datku, jaki może; czy czci pozdrowienia,
Czy choć dobrego słowa współczucia, życzenia,
By go Bóg wśpierał w drogach Swojego zakonu,
I trud jego nagrodził obfitością plonu! —

Lecz najmilszy mi widok ubogiego ludu,
Co ostatni grosz może, plon krwawego trudu.
Wrzuciwszy do karbony, żegna się szczęśliwy,
Jakby dziękował Bogu za swój czyn poczciwy! —

Chowając w duszy mojéj prostą ojców wiarę,
I ja śpieszę w ślad ludu, i ja mą ofiarę
Rad składam w ręce Jego, i myślę: „O! Boże!
„Daj, niech i ja choć ziarnko kadzidła przyłożę,
„Niech ku Twéj czci choć kroplę oliwy doleję
„Do lampy — co jak symbol Wiary i Nadzieje,
„Siejąc z góry na ołtarz tajemnicze blaski,
„Świecić będzie dla wiernych promieniami Łaski!“ —