Strona:Poezye (Odyniec).djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Lecz już mię w końcu nudzą te łowy.
I bylem pozbył tych — byle za co,
Chcę jakąś lepszą zająć się pracą. —“

— „Słusznie — rzekł Święty — słusznie, młodzianie!

Ale poczekaj, spójrz tylko na nie!
I czyż ci nie żal nieść je pod noże? —
Słabeć to, prawda, stworzenia Boże!
Lecz przeto właśnie, że siły słabéj,
Bóg dał im taki wdzięk i powaby,
By je przed krzywdą silniejszych bronić. —
Patrz, jak to oczko zda się łzę ronić!
Patrz na te ruchy główki i szyi.
Istna powiewność smukłych lilii!
Sam już ich nawet głos tajemniczy
Zdaje się tylko żebrzeć słodyczy.
A gdy z wysoka w lot która grucha.
Czyż to nie obraz Świętego Ducha? —
I nieraz przez to, w niejednem łonie,
Czysty, niebieski ogień zapłonie.
I myśl za niemi wzięci do góry.
„Biadaż więc temu, biada mu! który,
Mięszając Boży porządek świata.
Słabość pokrzywdza, wdziękiem pomiata!...
Wszechmocny pomści za słabe ptaszę.
Boć i turkawki są siostry nasze,
A kto o Ojcu w nich zapomina,
Ojciec w nim wzajem zapomni syna.“ —