Strona:Poezye (Odyniec).djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
II.
TURKAWKI.


Onego czasu, Franciszek święty
Spotkał młodzieńca — a ten w zamkniętéj
Klatce, jak w kojcu, turkawki niesie.
A tak ich mnogo nałowił w lesie,
Że niebożątka, w niewoli długiéj.
Drżące, stulone jedna przy drugiéj,
Widać musiały cierpieć okrutnie:
Bo tak gruchały smutnie, pokutnie,
Jakby duch z czysca ratunku wolał.
Święty zaledwo łzy wstrzymać zdołał,
Tak mu się nagle żal ich zrobiło.
Bo choć on kochał wszystko, co żyło.
Nad wszystkie jednak stworzenia inne
Lubił turkawki: ciche, niewinne.
A tak nadobne i słabe razem.
Że mu dusz czystych były obrazem,
Co choć im Pan Bóg dał lot i skrzydła,
Najłatwiéj dają ująć się w sidła.
A potém jęczą w grzesznej niedoli,
Aż je pokuta i żal wyzwoli.