Strona:Poezye (Odyniec).djvu/008

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    I duch snać wieszczy nie zawiódł w nadziejach.
    Aż zbytni zapał, i sztukę zbyt chłodną,
    Po krótkich swaru i gwaru kolejach,
    W dziedzinie pieśni — jak po stokroć w dziejach —
    Miłość złączyła w harmonię zgodną. —

    Gdzież dziś to grono mistrzów, towarzyszy,
    Ojcowskich sędziów i obrońców bratnich? —
    Najbliżsi sercu śpią w grobowéj ciszy;
    Reszta rozpierzchła — czyż nawet dosłyszy,
    Z ust przyjaciela, głos pieśni — ostatnich?

    A wkoło twarze nowe mi i cudze.
    Surowszy Czasu sąd i wymagania. —
    Pieśni me! losem waszym się nie łudzę.
    Nie śmiem ni poledz na waszéj zasłudze,
    Ani od młodszych czekać pobłażania. —

    Dość przeto będzie gwoli chęci mojéj,
    Gdy dźwięk wasz może czyjeś serce wzruszy,
    Do wyższych marzeń czyjąś myśl nastroi,
    Czyjąś łzę żalu lub tęskność ukoi,
    Echem z za świata zabrzmi w czyjéjś duszy. —

    A wy, ku którym, okiem łzą zalaném,
    Patrzę i tęsknię: duchy moje bliźnie!
    Wam serce moje najlepiéj jest znaném:
    Wy mi tam dajcie świadectwo przed Panem,
    Czym, jak mógł, służył Bogu i Ojczyznie!
    1859, Stycznia 26.