Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Królowa balu, głośna pustym śmiechem,
Gdy na nią blady spogląda młodzieniec,
Traci szkarłatny rumieniec.

Przez chwilę wachlarz drga w jej białej dłoni
I krocie iskier miota;
Przez chwilę dawne przypomnienia goni,
W oczach jej miga błyskawica złota,
A potem mówi przez ściśnięte wargi:
„Coś przyniósł: klątwy czy skargi?“

On się nachyla ku niej blizko, blizko,
Prawie do samego ucha —
Rzekłbyś, że szmeru jej krwi wrzącej słucha,
Że śledzący wzrok topi w każdem jej pojęciu,
I odpowiada głosem tłumionej boleści,
Która w sercu ma ognisko:
„Przynoszę wieści —
Wieści o dziecięciu...”

......„Pomyśl pani,
Jak smutnym jest, i serce jak boleśnie rani
Widok kolebki — gniazda bezbronnego —
Której nie strzegą
Oczy matki — szyldwachy pilne a miłosne.
Wilczyca da się zabić, a dziecka nie rzuci;
Ptak, rozśpiewany na wiosnę,
Latem, piskląt swych strzeże zblizka i zdaleka
Chwały śpiewaczej się wyrzeka
I już więcej nie nuci;