Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ani je brzeg zamknięty zmienia w zgniłe bagno;
Płyną równo a szumnie i napoić pragną
Wszystkie niwy i wszystkie życiowe pustynie.
I nigdy głos twój gromki bez echa nie zginie,
Boś w nim zamknął cudownie to, co w ludzkiej doli
Po wszystkie dni jednako bolało i boli;
Bo dusza twa nie była, tak jak nasze, chora,
Lecz miała szklaną gładkość i ciszę jeziora,
I czy na nią chmur całun, czy też słońce padło,
Powtarzała kształt każdy wiernie jak zwierciadło —
A Bóg, co sztucznych kwiatów nie rzuca na niwę,
Nieśmiertelność dal tylko temu, co — prawdziwe!

Czyś ty jest synem Anglji — nie, tyś dzieckiem świata!
Gienjusz twój poza metę plemienną wylata,
Rodowe samolubstwo myśli twych nie łudzi,
I nie ziomków nam swoich malujesz, lecz — ludzi.
Nieinaczej Bóg czyni. On człowieka stwarza
Człowiekiem, i nie kładzie ni piętna zbrodniarza,
Ni korony świętego na dziecięcia czole;
Daje mu skrzydła myśli, daje wolną wolę,
Roztacza przed nim zmienną panoramę ziemi,
I mówi: Kochaj wszystkich i cierp ze wszystkiemil!