Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
BALKON.


To nie gniazdko miłosne hiszpanek,
Skąd się rankiem wpatrują w błękity,
I gdzie nocą wdziera się kochanek,
Czarnym płaszczem, jak chmurą, okryty...

To zwyczajny, pordzewiały ganek,
Do starego domostwa przybity,
Zkąd jedynie drzew uschniętych wianek
I kominów brudne widać szczyty.

Czasem jednak, gdy wśród gwiazd gromady,
Księżyc w dymach stołecznych rozpłonie,
I z kochanką siądzie młodzian blady;

Gdy się usta zbliża, splotą dłonie —
Najśliczniejsze balkony Grenady
Nikną, przy tym warszawskim balkonie..