Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

By wyzywać wojaka Łukasza,
Na biesiadę k'sobie go zaprasza,
Jak druch drucha, jak krewnego krewny.
Za bardzo ten Omer swego pewny...
Czy on ślepy, czy już kara boża,
Że nie widzi u Łukasza noża,
Co mu w srebro okuli Weneci,
Czy oprawa w oczy mu nie świeci?
Czy Łukasza on nie widzi broni,
Czy nie widzi szabli z pode dłoni?
Widno oślepł stary Omer Pasza,
Gdy do siebie zaprasza Łukasza...

Gdy śród Turków stanął wojak śmiało,
Stu największych Turków pobledniało,
Sto Turkiniów młodych pokraśniało...

Onuż k'niemu ruszy z wina czarką,
Rzekąc: jeszcze śpi królewic Marko,
Jeszcze trawa rośnie nad głowami.
Jeszcze Sułtan prawo ma nad wami.
To Łukaszu złóż ty szablę długą,