Przejdź do zawartości

Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Woń ci przynoszę Jerychońskiéj róży;
Czytajże tedy i bądź myśli słusznéj,
Coć tu spisałem na pożytek duszny,
O pacholęcym Jana młodym wieku,
A bacz na jakiem wykarmił się mleku,
Że nie na złościach, ani na przekleństwach,
Lecz na miłościach i błogosławieństwach,
Na pozdrowieniach Anielskich się chował,
Ów który prawdę wieczną umiłował.

Wejrzéj na dziecko co jeszcze nie gada,
Jak w kolebeczce na krzyż rączki składa,
Jak niemowlątko na matczynem łonie,
Na imie Marya pleszcze w drobne dłonie.
Jak gdy w nim wyższa rozmaga się wola,
Z izdebki swojéj ucieka na pola,
I między zbożem jak nikczemne ptasze,
Swoje Anielskie śpiewa ojczenasze,
Gdy z okna za nim patrzący rodzice,
Zwilżone łzami ocierają lice.
A niebo jasne i kraina cała,