Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I wszystkie zmarłe święte pastuszki,
Prawdziwe dzieci najczystsze duszki,
Po jasnem niebie idą a jadą,
Taką processyą, taką gromadą,
Że wzrok śmiertelny objąć nie może
Całe to białe królestwo boże.

Przy takiéj ciżbie, takim natłoku,
Czasem się zrobi otwór w obłoku,
I całe głębie nieba widnieją,
Wtedy to nasze koguty pieją.
W téj téż jedynéj przez lato porze
Gwarzą ze sobą woły w oborze,
Bieli się w świetle strzecha domowa,
A zły duch w ziemię jak wąż się chowa,

Dla dobrych dzieci w przedziwnéj wierze
Postać dzieciątka zbawiciel bierze,
Koszulkę prostą i z matki łona,
Słodko spogląda na święte grona;
I na niebiosach, na ziemi wszędy,
Nie słychać tylko same kolendy,