Strona:Poezje Teofila Lenartowicza2.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W drzewnéj plecionce jak zwykła mata,
Okrywa nagość przed wichrem świata,
Ach! i przed ludźmi bo w jakąż knieję
Człowiek nie zajdzie, wiatr nie zawieje?...

I ten i owy w pustynię spieszy,
A święty co dnia mówi do rzeszy:
— Porzućcie próżne języków sprzeczki,
A spokorniejcie jako owieczki,
Boście owieczki Chrystusa paszy,
Miejscy, rycerze, panowie naszy.

I od dnia do dnia do siebie wabi,
Zzutych z żelaza, z drogich jedwabi,
Coraz to jakąś duszę zachwyci,
Jako paciorki do jednéj nici.

I tak postarzał w jarzmie kościoła,
Wyniósłszy w niebo stu wieży czoła,
W miejscach dalekich od świata waśni,
Gdzie ciału świeżéj a duszy jaśniéj,
Kędy nie dojdzie ludzka obłuda.