Strona:Poezje Teofila Lenartowicza1.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SOWIŃSKI.[1]




Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona,
Dusze gdzie? nie wiem.....
Ad. Mickiewicz.


W dniu onym słońce dziwną pogodą jaśniało.
Sowiński stał w okopach, oparty o działo,
Przy którém nieodległe granaty rozbite
Leżały już ostygłe i w ziemię zaryte,
Kilka strzaskanych lawet i koła armatnie;

  1. Wiersz ten jeden z najpierwszych autora, formą przypominający Redutę Ordona, napisany ze wspomnień jego dziecinnego wieku, ile, że jak nam opowiadał, własnemi oczami widział biegając z innemi dziećmi do opuszczonego i poszarpanego kulami kościołka Wolskiego Krzyż Zbawiciela leżący w cieniach na stopniach ołtarza i ślady krwi na kamieniach, umieszczamy w tym zbiorze, który chcielibyśmy żeby był jednym z najzupełniejszych poezyi T. Lenartowicza.Przypisek Wydawcy.