Strona:Poezje Teofila Lenartowicza1.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pustynna niegdyś Izraelska rzesza,
I zdało mu się że kędyś w przezroczach,
Srebrzysta postać wychodzi Mojżesza!
Jak gdyby anioł stał przed nieba progiem,
Z wzniesionym wyżéj czoła dekalogiem;
Lecz prędko cień ten święty zwiała sława,
I on miał prawa dać lecz swoje prawa,
Gdzie życiu cała oznaczona droga,
Prócz prawdy kochaj bliźniego i Boga.

I duch doświadczył pierwszy raz téj próby:
Że czyny z Boga formy biorą nowe,
Że kto dla chwały wzrusza stare groby,
Strachy też na się przywodzi grobowe.
Duchy usłużne obdarzą go władzą,
Ale ze sobą w groby poprowadzą.
I dojrzał gwiazdę nad czołem pobladłą,
Kiedy morowa wypełzła zaraza,
I armii, która łamała żelaza,
W tchnieniu morowych wyziewów zabrakło.
Legje zwycięzkie, pełne sławy blasku,
Jak potok z góry wyschły w pustyń piasku,