Strona:Poezje Teofila Lenartowicza1.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak pod ciężarem aż klęka,
Z radością w poczciwém oku,
Patrzący w szewckie okienka,
Co jedne świecą we mroku.
Niechże ten polski szewc stary,
Będzie oddany jak z ciała,
Żeby go babka z pod Fary
Za jednym razem poznała.
Po Kilińskim na zapiecku,
Gdzie dziś pełno ptasich klatek,
Niechaj pokazują dziecku
Lewicką, najlepszą z matek. —
Jak we łzach u więzień proga,
Od boleści wynędzniała,
Jużby kamień przebłagała,
A nie może zmiękczyć wroga.
Na jéj ustach głos matczyny,
Niech czytają w późne laty,
On bez winy, on bez winy,
Ach! wypuśćcież go z za kraty.
On tak słaby, piersi kruche,
Coraz gorzéj... twarz zapadła,