Nie miałem chwili myśleć w owéj porze,
Ale na widok téj kaźni płomiennéj,
W pośród téj tłuszczy Moskalów więziennéj,
Czułem, że serce mi rozpęknąć może.
Bo choć widziałem w ciągu mego życia,
Liczne na skałach okrętów rozbicia,
I bitwy w których trup jak zboże leci,
Podobnéj nigdy nie widziałem nocy;
Płomień co w oczy mi z wszystkich stron świeci
Zdał mi się Bożéj płomieniem wszechmocy.
Myśl za to morze ognia nie szła daléj,
Gdzie spojrzysz z wszystkich stron miasto się pali.
Wtedy napiłem się moich łez słonych,
Ja, co nie jestem Carem potępionych;
Ja ptak przelotny z którego oblata,
Ta ledwie ramion czepiąca się szata.
W łódce płynący po Newie wzburzonéj,
Jak Salamandra wijącéj się w żarze,
Przy blasku wody i przy blasku łuny
Widziałem starców siwobrodych twarze,
Strona:Poezje Teofila Lenartowicza1.djvu/046
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.