Strona:Poezje Teofila Lenartowicza1.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co to pociągną pługa za pomocą bożą,
I w pracy nie ustaną pókąd nie oborzą.
Rola ta poojczysta, zlana ojców znojem,
Sprawia, że kmieć przechodzi to życie przebojem,
Nędzę, chłody i głody i wrogów pośmiechy.
Przywiązany by czarna jaskółka do strzechy;
W jedném tylko opuszczą gniazdo swe zdarzeniu:
Kiedy kraj cały stawa do koła w płomieniu,
Wtedy kosę nad ramię podniósłszy, obsadną,
Pod którą marne chwasty na burtę się kładną,
Drobiazg domowy żonę i matkę sędziwą
Obejma narobioną tą ręką poczciwą,
I Bogu je oddaje, którego źrzenica
Co rano się nad chatą wieśniaczą rozświeca,
Oném niebieskiém okiem długiém i szerokiém,
Czasami by powieką owianem obłokiem;
I rusza na robotę, bo tak ojciec kazał,
Który zdradą ojczyzny nigdy się nie zmazał.
Takim ludziom przynosim pociechę świąteczną,
Pieśń rodzinną z pod serca wyjętą serdeczną,
I o Polsce śpiewanie, o téj bardzo dawnéj,
Poświęceniem bogatéj, mogiłami sławnéj,