Strona:Poezje Kornela Ujejskiego.djvu/071

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    On nierozważnie o jej męty trącił,
    I czyste źródło mowy naszej zmącił.” —
    A w całym tłumie jeden okrzyk słynie:
    „W przepaść z nim! w przepaść! Niech ginie, niech ginie!”
    I ciągną Greka; — on błaga ze łzami,
    Żeby go razem nie grzebać z Persami,
    Żeby nie mieszać jego wolnych kości
    Z kośćmi sług podłych. — W oznakę litości,
    Dwaj przyjaciele i bracia najszczersi
    Własną mu ręką rozpłatali piersi.
    On błysnął okiem w bezmownym podzięku,
    I upadł trupem bez skargi, bez jęku.

    4.


    Z czterech stron świata ciągną się zastępy,
    Z czterech stron świata zlatują się sępy,
    Medy z Egiptem, Pers z Indyanami,
    A Artafernes i Datis wodzami.
    Aź wichr się zrywa od wiania buńczuków,
    I gwar powstaje od pochrzęstu łuków,
    Od końskich kopyt ziemia poczerniała.
    Tak wielka koni i ludzi nawała.
    Możnaby niemi podbić cały świat ten,
    A tam krzyk tylko: „Do Aten! Do Aten!!
     
    I mają rozkaz surowy wodzowie.
    Żadnej ateńskiej nie przepuszczać głowie,
    I wiele, wiele przysposobić łyków —
    Tyle w Atenach wezmą niewolników.

    Ciągną szarańczą. Z pięknego Miletu
    Zostały jeno ogryzki szkieletu.