Strona:Poezje (Władysław Bełza).djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Matka dziecku nad kołyską,
Roniąc rzewną łzę w ukryciu,
Pieśń tę w drogę daje śliską,
By mu tarczą była w życiu!
— Z nią lub na niej wróć mój synu!
Na niej przyszłość twa spoczęła!
Niech cię wiedzie w drogę czynu:
„Jeszcze Polska nie zginęła!”

Patrz — tam zasiadł przy kominie,
Stary rębacz wśród czeladzi:
Z ust mu wrzące słowo płynie,
O czemś prawi, o czemś radzi.
Opowiada, jak przed laty,
Naród rzucił się do dzieła —
Jak zagrały raz harmaty:
„Jeszcze Polska nie zginęła!”

A jeźlibyś począł badać,
Co go wiodło w bój rozpaczy?
Dziad ci będzie opowiadać,
Co to polska piosnka znaczy!
Jak jej odgłos tłum porusza,
Jak potężne stwarza dzieła,
Pieśń siermięgi i kontusza:
„Jeszcze Polska nie zginęła!”

Gdy w Sybiru groźne lody,
Ze łzą w oku, z sercem skrzepłem,
Głucho sunie zastęp młody:
Pieśni polska, tyś mu ciepłem!
Już on w przyszłość patrzy lepiej!
W snach ojczyzna mu błysnęła!
I duch jego w trudach krzepi:
„Jeszcze Polska nie zginęła!”