Strona:Poezje (Władysław Bełza).djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PROLOG.
(KAPŁANKA.)


Oto w tym dawnym przybytku sztuki,
Co niespożyty stoi jak głaz,
Co sławą ojców ogrzewa wnuki:
Znowu, ziomkowie! witamy was!

Z wiarą co w piersiach iskrę rozżarza,
Co nas do celu ma wiernie wieść:
Starym zwyczajem u stóp ołtarza,
Domowym bogom składamy cześć!

Cześć tym genjuszu boskim promieniom,
Co w sercach twórcze wzbudzają skry!
I nieśmiertelnym tych mężów cieniom,
Których głos jeszcze w tych murach drży!

Do nich błagalne wznosimy dłonie,
Drużyna sztuki ojczystej sług!
Niech ich natchnienie zadrga nam w łonie,
Niech kroczą przodem wśród naszych dróg!

Ty sztuko! tarczo ojczystej mowy,
Której stuletnia nie tknęła śniedź:
Na drodze naszej długiej, cierniowej,
Słoń nas, i blaskiem piękna nam świeć!

Mury! wy nasza gościnna strzecho,
Świadkowie tylu mistrzowskich scen!
Ich twórców wieszcze dajcie nam echo,
Niech ich świątnicą będzie gmach ten!