Strona:Poezje (Władysław Bełza).djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ZAPÓŹNO.
WOLNY PRZEKŁAD.


Któż tam jak wicher na koniu bieży,
Z pod kopyt pioruny ciska?
W mroku i cieniach świat cały leży,
Zaledwie miesiąc zabłyska.

Na sennym stepie omdlało kwiecie,
Wiatr mrozem tchnie do okoła —
Któż tam jak burza w stepach się miecie,
I budzi kwiaty i zioła?

Czy się upiory z mogił podniosły,
Co z mroków nocy wychodzą?
I prą przez stepy jak śmierci posły,
I pieśni grozy zawodzą?

Bo aż się echo o step roztrąca,
Jak gromy albo ryk zwierza.
Kurzawa rośnie — o chmury trąca,
I aż o gwiazdy uderza.

Czy szatan błędne zatlił ogniki,
I w polu rozwiał szerokiem?
O stój szalony! po te płomyki,
Nie sięgnąć ręką — ni okiem. —

Kozak się mary nie lęka wrogiej,
Bo krzyż na piersiach mu świeci;