Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Piorunnym szumem morza co skały roztrąca,
Wonnym oddechem róży i myślą człowieka!
Wszystko żyje — a chociaż od skwarnych promieni
Przepalony fijołek pod listkiem omdlewa —
Przecież falami kłosów błonie się zieleni,
Ziarno dościga w pąku i owoc dojrzewa!
Takim jest wiek młodzieńca. —
Gdy rozumu siła,
Jak złoty promień słońca nad młodzianem błyśnie,
Niepewność, ćmiąca umysł, jak mgła się rozpryśnie.
W sercu, w którem niedawno taka cisza była,
Zaczynają się budzić uczucia, jak dźwięki
W strunach lutni, wzruszonej od Genjusza ręki,
Albo iskry w krzemieniu pod ciosami stali. —
Serce zajęte ludźmi, umysł bieży dalej,
Chwilę spojrzy na ziemię i nie syty ziemi
Po niebie błąkać lubi, gwiazd o drogi pyta —
A serce jako lampa, płomieńmi silnemi
Goreje — i swym ogniem samo się pożera.
Umysł wiecznie zielony, z wiekiem sił nabiera
I jak owoc dojrzewa — a serce przekwita,
Jak róża lub fijołek. —
Ale są wspomnienia
Co ożywiają serce. — Głos ich uroczysty,
Czuły, jak sen tułacza o ziemi ojczystej —
Jak westchnienie miłości, jak wieszcza marzenia.
One, gdy serce smutne, gdy się umysł chmurzy,
Błyskają mu pociechą jak tęcza śród burzy;
I zwiędłe życia błonie świeżym strojąc kwiatem,
Łączą kolebkę z grobem, a człowieka z światem! —
I mnie błysło wspomnienie. —
Nad Pilicy brzegiem
W domu rodziców, pomnę, przy dębowym stole
Ojciec, matka i siostry siedzieli w półkole —
Ja na boku, blaszanych żołnierzy szeregiem
Bawiłem się szczęśliwy — pięć lat wówczas miałem.
Ojciec czytał gazety — gazet nie słuchałem,
Cóż mi po nich, w mych cackach miałem świat mój cały.