Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A każdy ją pragnął otrzymać podziałem,
Bo oba Turczynkę kochali z zapałem:
I przyszło do tego, że fraszka ta mała
Przyjaciół dwóch zgodę raz pierwszy zachwiała.

Więc Cyryll się ozwał: «Przestańmy w tej chwili,
«Za wieleśmy dzisiaj hulali i pili —
«Rozmówim się jutro dla kogo ta branka.»
Pokładali się oba i spali do ranka. —

Jan zbudził Cyryla wraz z świtem poranka,
I pyta: «Cyrylu! czyż dla mnie ta branka?»
A Cyryl nic nie rzekł, lecz usiadł i skrycie
Ocierał łzy z oczu płynące obficie.

Jan patrzył z wyrazem dzikiego wesela
Na wdzięki Turczynki i łzy przyjaciela —
I w niemej rozpaczy poglądał też czasem
Na hanzar błyszczący, co tkwił mu za pasem.

A ludzie, co z nimi na wojnę przybyli,
«Cóż z tego wyniknie?» do siebie mówili.
«Czyż zerwą tę przyjaźń ci, którzy w kościele
«Przysięgli żyć z sobą jak dwaj przyjaciele?»

A oni czas długi na siebie patrzali —
I nagle z swych siedzeń obadwa powstali,
I Jan do Turczynki zbliżając się żwawo
Wziął lewą jej rękę — a Cyryl wziął prawą.

I łzy im obficie płynęły z źrenicy,
Jak krople deszczowe śród burz nawałnicy —
I razem porwali hanzary w swe dłonie
I w śnieżnem Turczynki utkwili je łonie. —