Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy Jan miał wracać do domu swojego,
Cyrylli go wstrzymał i mówił do niego:
«Chodź Janie przed księdza, przysiężmy w kościele,
«Że będziem żyć wiecznie jak dwaj przyjaciele.»

I poszli przed księdza, błagając w pokorze,
By im błogosławił ten ślub w imię Boże;
I biorąc komunję przysięgli w kościele,
Że będą żyć wiecznie jak dwaj przyjaciele.

Rok później, w jesieni, w wieczornej raz chwili,
Przed domem swym z fajką spoczywał Cyrylli —
Aż wchodzi człek obcy, pot z czoła mu ciecze,
Głęboko się skłonił i w te słowa rzecze:

«Cyryllu! Jan, brat twój, ma Turka sąsiada,
«Co ciągle nań czyha i włoście napada —
«Więc mnie tu przysyła i prosi na Boga,
«Byś spieszył mu w pomoc i bronił od wroga.»

Cyrylli swą strzelbę zdjął z kołka co żywo,
A torbę opatrzył i w chleb i w mięsiwo,
I zamknął drzwi domu — i z równin Trenmury
Niedługo się dostał w Wargerazu góry. —

I strzały przyjaciół próżnemi nie były —
I wrogów nie mało ich ręce zgromiły —
Gromiły potężnie — i wkrótce w około
Nikt nie był dość śmiałym, by stawił im czoło. —

Zabrali zdobyczą koźlęta i kozy,
Szat drogich i broni kosztownej dwa wozy —
I mnóstwo pieniędzy — i jeszcze prócz tego
Turecką dziewicę oblicza kraśnego. —

Broń, trzody, pieniądze niedługo dzielili:
Jan zabrał połowę, połowę Cyrylli —
Lecz nie tak to skoro, lecz nie tak to snadno
Podzielić dziewicę i młodą i ładną! —