Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bo doświadczenie zdziera pomału
Złotą powłokę z form ideału,
I w trupi szkielet go zmienia —
A potem szydząc z wiary młodziana,
Mówi z piekielnym śmiechem szatana:
«Oto są twoje marzenia.»

Bruksella, 1832.





W IMIONNIKU
(POLCE, PANNIE ANIELI M***).

Jak strumień, co z rodzinnych wypłynąwszy błoni,
Śród nieznajomych dolin smutne toczy fale,
Choć tysiąc róż się w jego przegląda krysztale,
Nie zatrzyma się w biegu i gdzieś dalej goni:
I płynąc szemrze skargę: «Nie moje to kwiaty
«Nie dla mnie one kwitną — tam, w dalekiej ziemi
«Moje róże jaśnieją barwy świetniejszemi,
«Milszą wonią tchną dla mnie, w milsze strojne szaty.»

Tak ja, błądząc zdaleka od rodzinnej strzechy,
Gdym przebiegał czarowne Niemiec okolice,
Widziałem Elby, Sprei i Renu dziewice,
I wejrzenia Saksonek i Hessek uśmiechy —
I obojętnem okiem patrząc na ich wdzięki,
Mówiłem z dumą w sercu: «To nie Polki nasze!
«Cały blask cudzoziemek ich wdziękiem zagaszę,
«Jak gasi śpiew słowika, sztucznej lutni dźwięki.»

I tęsknotą dręczony, w kraj zaszedłem nowy —
Nieznani ludzie zimne podali mi dłonie,
Jak ich serca — w tem nagle staję w Polek gronie,
I z ust ich mnie doleciał dźwięk ojczystej mowy!
I odżyłem, jak anioł co z niebios strącony,
Wyrokiem Boga błądząc po ziemskim obszarze,
Obaczy nagle we śnie dawnych braci twarze
I usłyszy w marzeniu dawnych braci tony