Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/015

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chodziły one z pod ręki ludzi doświadczonych. Przykład z zagranicy zachęcał do szkiców jednolitych na tle historji, gdzie chodziło głównie o jaskrawość kolorytu i rozbudzenie zajęcia. Historja stawała dopiero w drugim rzędzie potrzeby — nieznajomość lub brak faktów zastępowano fantazją. Były to próby talentów, z których się miał wyrodzić polski Walter Scott. Wszelako zrozumiano u nas prędko, że Polska to nie Szkocja, że tu zupełnie inne tło, inne obrazy, inne życie, i spokojny charakter naszego sławiańskiego pochodzenia. W tym kierunku otrząsało się naśladownictwo nasze, wydając godnych współzawodników, jak Bronikowski, Bernatowicz i inni.
Tego czasu przewodniczył Konstanty Gaszyński młodemu Zygmuntowi Krasińskiemu, wypracowując z nim wspólnie «Rodzinę Rajchstalów» i «Władysława Hermana.»
Przyjaźń tych dwóch wieszczów, datująca od ławek szkolnych, a cechująca się niezwykłą solidarnością w pierwszych krokach wystąpienia publicznego, związała ich aż do śmierci. Całe życie ich było pasmem również uczutych uciech i utrapień. Wspomnienie solidarności tych dwóch dusz musi być najlepszym dowodem, iż tam uczucia i pojęcia sympatyzowały z sobą. Tylko to, co panicz wysoko urodzony z łona macierzyńskiego wyssał, a życiem wytwornem wyrobił — tego nie było w sercu jego przyjaciela. Szlachetność uczuć przyciągnęła i związała obu — lecz w tworach swych o tyle się rozeszli, iż Krasiński w swem stanowisku i po niemiłych doświadczeniach szkolnych, wy-