Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do czasu wzleci do nieba skowronek polski z piosnką na ustach. Naród umęczony, przygnębiony powtórnie po rozpaczliwem powstaniu ostatniem, nie ocknął się jeszcze z otrętwienia boleści — pierwszym głosem jego, co mu się z piersi dobędzie jest jęk cierpienia! W cierpieniu nadzieja — oto poetyczna przyszłość nasza, z której wypłyną czyste duchy, by nam w obu przewodniczyć.
Obok koryfeów przemijających z generacją ostatnią, Konstanty Gaszyński zaszczytne zajmuje miejsce. Instynktem genjuszu w nim uśpionego, pobudzony do pracy na polu literackiem, należał do pierwszych odrodzenia duchowego przewódców z początkiem nowej ery dla pognębionej Polski; po upartej walce z przeszłością zawładał duchowo, i po równi ze współpracownikami, błyszczący meteor, przeleciał i zagasł — ale nie rozprysnął. Po równi z drugimi żyje on między nami duchem swoim. W skarbnicy narodowej przechowywamy duchowe szczątki nasze — w pamięci narodu. Wdzięczność narodu zbudowała mu pomnik w swych sercach i wyryła na nim uczucia swoje, testamentem przekazując przyszłości — aby nigdy nie był zapomniany.
W początkach XIX wieku, gorzej niż dzisiaj stała literatura nasza, pomimo świetnych Augusta dla niej czasów. Odnowiony język zapanował już w kraju, ale nie mogliśmy się otrząść z wpływów zagranicy i młoda literatura odrodzenia zagrażała wyrodzić się na nowo. Ale wydała polska ziemia rodzime wieszcze, którzy ster w swe silne dłonie schwycili, by wyprowadzić