I schodzi ku mnie duch, któregom w pieśni
Mojej przyzywał; i od lądu zdala
Byt mój żegluje, wolny od tej cieśni —
Od tego strachu, co iść nie pozwala
Z burzą w zapasy; i zrywa się fala
Górą i dołem, i w ciemnościach tonie
Łódź ma, a oto skra się w mgłach zapala:
Adonaisa duch to w owej stronie,
Gdzie goszczą nieśmiertelni, dla mnie gwiazdą płonie...
Niewielu pewno, o moja ty pieśni.
Przyjmie dziś ciebie i myśl tę zrozumie.
Która w swej głębi chowa słów twych fala;
Jeśli przypadkiem zobaczysz się w tłumie —
Tak się wydarza — ludzi owej cieśni,
Co treści twojej pojąć nie pozwala,
Niech się twe słowo w pociechę skrysztala
Dla niej; im powiedz: Jestem nazbyt trudną,
Wy nazbyt płytcy — lecz mówcie, żem cudną!
UWAGA: Piewca następnych wierszy umarł w Florencyi, gotując się do podróży na jedną z najdzikszych wysp Sporadzkich, którą sobie był kupił, ażeby zamieszkać na niej śród ruin starego gmachu;